Któregoś dnia Pier Paolo Pasolini spacerując po cmentarzu protestanckim (a raczej a-katolickim, jak głosi oficjalna nazwa), trafił na grób Gramsciego. I zadumał się… Nie! Nie nad Gramscim – lecz nad sobą – swoją do świata nieprzystawalnością, niezbywalną burżujskością oraz wygasłymi z czasem pasjami – miłością i nienawiścią, które nigdyś trzymały go przy życiu. Tak samo jak filozofa nad którego prochami się zamyślił. I w ten sposób powstał poemat „Prochy Gramsciego” (Le ceneri di Gramsci”).
Ponad pół wieku później, też trochę przypadkiem, kilkoro piszących spotkało się na warszawskim squacie Syrena i zabrało się za utworu tego tłumaczenie, wykręcanie, przenicowywanie. Skupiliśmy się na fragmencie otwierającym III część poematu. Poniżej przekłady – wolne i nie-katolickie. Jako i Gramsci. Na koniec oryginał i bonus – nagranie głosu Pier Paola czytającego wiesz.
PRZEKŁAD 1:
PRZEKŁAD 3:
PRZEKŁAD 4:
Od niegorzewanych murów kamienicy wiało chłodem, a herbata stygła… Udało nam się tym razem przetłumaczyć tylko ten fragment, choć to później spowiedź Pasoliniego nabiera barw (i to nie tylko kolejnych odcieni czerwieni). Może kiedyś mury się rozgrzeją, a my jeszcze raz pochylimy nad Popiołami Gramsciego…
[…] wypadzie do Rzymu i chwili zadumy nad grobem Gramsciego, grupa bezdomnych poetów (i tłumaczy) postanowiła udać się na wschód – aż do Kijowa. […]